Ucieczka w krainę ciszy
Elektromobilność
Szmer elektrycznego silnika, szum wiatru w trzcinach nad jeziorem… Wyjazd Taycanem na pogranicze Warmii i Mazur to wspaniały odpoczynek od męczących dźwięków dużego miasta.
To był chyba najdziwniejszy wyjazd w moim życiu. Nie pojechałem do jednego z dużych miast, których rytm, tempo, dźwięki i światła uwielbiam. Naszym celem był hotel położony nad brzegiem jeziora, gdzieś na granicy zasięgu telefonu i szybkiego internetu. Z punktu widzenia mieszkańca dużego miasta – totalne odludzie.
Gdy wyszedłem z Taycana, rozejrzałem się i odetchnąłem wieczornym warmińskim powietrzem, wiedziałem już, że nie ma lepszego miejsca do prawdziwego odpoczynku. Ale jeszcze trzy godziny wcześniej nie byłem tego wcale taki pewny.
Zaczęło się, oczywiście, trochę wcześniej, gdy całoroczna bieganina pomiędzy pracą, szkołami i domem dała nam się we znaki, a od prawdziwego urlopu dzieliły nas jeszcze prawie dwa miesiące. Wiedzieliśmy, że potrzebujemy choćby krótkiego odpoczynku. Lato już się zaczęło i słońce prażyło warszawskie ulice. Gdyby nie te upały, to pewnie celem naszego weekendowego wypadu byłoby jakieś duże miasto. Odpoczynek, ale aktywny. Żar jednak nie zachęcał do smażenia się w mieście i palec żony wskazał miejsce na pograniczu Warmii i Podlasia. Tam mieliśmy odpocząć. W miejscu, w którym – jak mi się wydawało – nie było nic.
Zapakowaliśmy więc torbę do bagażnika Taycana, rozsiedliśmy się wygodnie i ruszyliśmy. Chwilę wcześniej otaczał nas hałas. Warszawa to w końcu jedno z najgłośniejszych miast w Polsce. Poziom hałasu w Alejach Jerozolimskich dochodzi do 70 dB. Tymczasem już stałe dźwięki powyżej 40 decybeli powodują problemy z koncentracją, a powyżej 60 są możliwe uszkodzenia słuchu. W dużym skrócie – Warszawa jest bardzo głośna.
My próbowaliśmy się z niej wydostać. A ponieważ było to piątkowe popołudnie, nie byliśmy sami. Samochód przyspieszał jak marzenie, choć niewiele mieliśmy do tego okazji, bo sznur wolno jadących samochodów ciągnął się aż po horyzont. We wnętrzu było jednak dużo ciszej. Zamiast pomruków sportowego silnika słyszeliśmy tylko delikatny szum. Taycan to w końcu jeden z najlepiej wyciszonych samochodów na świecie. Nie tylko sam jest cichy, ale również odcina pasażerów od hałasów za oknem. Było tak przyjemnie i wygodnie, że nawet zrezygnowaliśmy z włączania muzyki.
Jeszcze jeden aspekt w Taycanie jest wygodny. Wystarczy zarejestrować się w usłudze Porsche Charging Service i ma się dostęp do kilkuset tysięcy ładowarek w całej Europie (w Polsce m.in. w sieciach Greenway czy Ionity). Usługa jest podpięta do karty kredytowej, a faktura za ładowania przychodzi raz w miesiącu. W dodatku na niektórych stacjach nie trzeba używać karty do autoryzacji samochodu – Plug & Charge gwarantuje, że auto samo dogada się z ładowarką i automatycznie rozpocznie pobór prądu.
Gdy odbiliśmy z drogi ekspresowej na Łomżę i Ełk, jazda zrobiła się jeszcze fajniejsza. Drogi były puste, samochód delikatnie pokonywał kolejne zakręty. Naszym celem było Jezioro Stackie, długie i wąskie, połączone z czterema innymi jeziorami. Na mapie wygląda to tak, jakby ktoś odbił niezbyt dokładnie ślad dłoni. Nad brzegiem Jeziora Stackiego leży Masuria Arte, niewielki hotel, wyglądający jak nowoczesny dworek. Dojechaliśmy tam późnym popołudniem. Słońce już powoli zachodziło, upał zelżał, a nas otaczały lasy i pola. Słychać było tylko… właściwie to nic, poza szumem wiatru.
Samochód odpoczywał i… ładował się w garażu, Masuria Arte jest powiem partnerem Porsche Destination Charging. To jedna z kilkuset atrakcyjnych lokalizacji w Polsce, w których właściciele aut Porsche mogą odpocząć, a w tym czasie ich samochód naładuje baterie.
W tym czasie my rozsiedliśmy się komfortowo w leżakach z lampką wina. Z tarasu rozciągał się widok na jezioro otoczone trzcinami. Ładnie. Spokojnie. I naprawdę cicho. Pierwszego wieczoru ta cisza była dziwna, brakowało warszawskiego szumu, który nie milknie nawet na chwilę. Następnego dnia okazało się, że to stan idealny. A jeszcze podczas spaceru telefon miał problem ze złapaniem zasięgu, więc mogliśmy zająć się odpoczynkiem.
Niestety weekendowe wypady kończą się zawsze zbyt szybko. W niedzielne popołudnie musieliśmy wracać. Wyjeżdżaliśmy w kompletnej ciszy, której nie zakłócał delikatny szmer silników Tacyana. Im bliżej Warszawy, tym coraz więcej dźwięków przenikało przez szyby samochodu. Ale dopiero gdy dojechaliśmy do stolicy i wyszliśmy z samochodu, usłyszeliśmy prawdziwą różnicę. Warszawa przywitała nas zgiełkiem wielkiego miasta, od którego tak dobrze było odpocząć.
Zdecydowanie musimy kiedyś wrócić do krainy ciszy.