Człowiek za kierownicą

Portret – O Wojciechu Grzegorskim można powiedzieć, że prowadzi Porsche w dwojakim sensie. Raz, kiedy siada za kółkiem służbowego Taycana lub jednej z klasycznych „jedenastek” w swoim garażu. Drugi raz, kiedy – jako dyrektor marki w Polsce od dokładnie pięciu lat – prowadzi Porsche do kolejnych sukcesów na naszym rynku.

   

Spotykamy się w biurowcu przy ul. Krańcowej w Poznaniu. To tu siedzibę ma Volkswagen Group Polska, importer samochodów większości marek koncernu. W przestronnym holu zawsze stoi jakieś auto, którym Audi, Seat czy Škoda chce się pochwalić koleżankom i kolegom z firmy albo gościom odwiedzającym biura. Tym razem obok recepcji dumnie stoi 911 w kolorze Aventurine Green.

Jak nigdy nie pracować?

My jednak idziemy od razu na pierwsze piętro. Kiedy wchodzimy do gabinetu Wojtka, nie może być żadnych wątpliwości, czym zajmuje się jego gospodarz. Na ścianach wiszą plakaty i grafiki z Porsche, na szafkach modeliki i książki poświęcone historii marki, tu album o legendarnym wyścigu Le Mans 24h, ówdzie – czapeczka z napisem „RS 2.7”. Ale te wszystkie artefakty to coś więcej niż wystrój siedziby Porsche Polska, to autentyczne odzwierciedlenie pasji Wojtka.

Marzenie z dzieciństwa:

Marzenie z dzieciństwa:

993 Cabriolet, nad którym pracuje teraz Wojtek, jest niemal identyczny z pierwszym Porsche, którym jechał jako dziecko.

– Pierwsze wspomnienie związane z Porsche to był 1994 albo 1995 rok – mówi Wojtek. – Brat mojej mamy, który w latach 70. wyemigrował do Niemiec, poznał tam właściciela sporej fabryki tkanin. Ten człowiek miał w zwyczaju kupować nowe 911, jak tylko ukazywały się na rynku. I któregoś dnia wujek pożyczył od niego czarne 993 Cabrio w manualu i przyjechał nim do Polski. Pamiętam ten szok, jak wjechał nim na podwórko moich rodziców w podpoznańskich Komornikach. Najpierw nieśmiało spytałem, czy wolno mi je dotknąć i usiąść w środku. Następnego dnia, kiedy już nieco bardziej się ośmieliłem, zapytałem, czy mogę je umyć. No i umyłem to 993 i tak to się zaczęło – uśmiecha się.

Droga do własnego 911 była jednak wciąż długa. Po studiach zaczął pracę w branży kosmetycznej, na stanowiskach związanych ze sprzedażą i marketingiem, ale cały czas szukał możliwości zaczepienia się w motoryzacji. – Mówią, że jak znajdziesz pracę, która jest twoją pasją, to tak naprawdę nigdy nie jesteś w pracy – śmieje się Wojtek. Aż któregoś dnia żona przyniosła mu ogłoszenie, że Seat Polska szuka dyrektora sprzedaży. Zgłosił się. Zupełny brak branżowego doświadczenia sprawił, że wybrano innego kandydata, ale kilka miesięcy później Wojtek odebrał telefon z propozycją objęcia niższego stanowiska w Seacie. To był trochę skok na główkę, bo w dotychczasowym miejscu pracy miał zupełnie inną pozycję i jasno wyrysowaną ścieżkę kariery. Uznał jednak, że jeśli teraz nie spróbuje, to innej szansy może już nie dostać.

Pięć lat rozwoju:

Pięć lat rozwoju:

Pod kierunkiem Wojciecha Grzegorskiego Porsche zwiększyło roczną sprzedaż samochodów w Polsce ponad dwukrotnie.

Pierwsze dwa lata to była prawdziwa jazda bez trzymanki, bo Seat Polska dopiero przejmował zadania importera w naszym kraju i od nowa ustawiał całą sieć sprzedaży. – Ale dzięki temu w dwa lata nauczyłem się tyle, ile normalnie nauczyłbym się w sześć – opowiada. – A jednocześnie cały czas mówiłem, że któregoś dnia chciałbym trafić do marki na „P” – śmieje się Wojtek.

Równo pięć lat temu nadarzyła się szansa i w marcu 2018 r. objął stanowisko dyrektora marki Porsche w Polsce.

Prosto z Ameryki

Wojtek kończy pracę, więc wsiadamy do jego służbowego Taycana i jedziemy do domu na południowych przedmieściach Poznania. Z tym domem związane jest wspomnienie pierwszego Porsche, które udało mu się kupić. – Tak naprawdę nie było mnie jeszcze na nie wtedy stać. Mieliśmy pieniądze na budowę, ale ja strasznie chciałem poczuć, jak to jest, być właścicielem takiego samochodu, jaki przed laty pokazał mi wujek – opowiada. – Udało mi się przekonać Ewę, że na tym nie stracimy, i kupiłem 993, ten sam model, w którym siedziałem po raz pierwszy w życiu – dodaje, a mi od razu przypomina się historia mistrza renowacji Piotra Bema, który na swoje pierwsze 356 wydał pieniądze zebrane z żoną z okazji ślubu. Tak, pasja do Porsche wymaga nie tylko zaangażowania i pieniędzy, ale też dużej wyrozumiałości współmałżonków.

Auto sprzedał po roku, z niewielkim zyskiem. A kiedy tylko pojawiły się wolne środki, kupił kolejne 993, tym razem kabriolet. – To też trzeba było sprzedać, bo wyjeżdżaliśmy z żoną na kontrakt do Anglii – wspomina. – I w jednym, i w drugim przypadku miałem jednak poczucie, że nie powinienem się ich pozbywać. Szybko też pojawił się żal i tęsknota za tymi samochodami – dodaje Wojtek.

Dla każdego miłośnika marki naturalna jest pewna ewolucja upodobań. Na różnych etapach życia podobać nam się mogą różne generacje czy wersje nadwoziowe. Kto dziś zakochany jest w 997 Coupé, za parę lat może być fanem G-Modell w odmianie Targa. Podobnie było z Wojtkiem. – Stopniowo coraz bardziej podobały mi się serie F i G. A ponieważ urodziłem się w 1981 r., kiedy produkowano 911 serii G, postanowiłem kupić auto z mojego rocznika. I ten samochód nigdy nie zostanie przeze mnie sprzedany, przekażę go któremuś z synów – mówi.

 Niebieski G Modell:

Niebieski G Modell:

Podniszczony lakier miał kolor Venetian Blue, Wojtek zmienił go na żywszy Aquablue.

Zajeżdżamy przed garaż Wojtka i nasz bohater wyprowadza auto na podjazd. Jest w doskonałym stanie. – Sprowadziłem je z USA, miało tylko dwóch właścicieli i niespełna 100 tys. km przebiegu. Poza lakierem ciężko sponiewieranym kalifornijskim słońcem nie było właściwie żadnych problemów, a całość była zgodna z oryginalną specyfikacją. Trzeba je było od nowa polakierować, ale większość pozostałych elementów wymagała głównie odświeżenia – opowiada. W grudniowym słońcu kolor Aquablue Metallic jest urzekający, a Wojtek opowiada, że auto zawsze budzi bardzo pozytywne emocje. – Tak to jest z serią F i G, że właściwie zawsze wywołuje uśmiech na twarzy przechodniów i innych kierowców na ulicy – przekonuje. – Dla moich synów i dla Ewy ten model to też już właściwie członek rodziny – śmieje się.

Choć nie ma odpowiedniego przeszkolenia ani wykształcenia technicznego, Wojtek nie boi się sam dłubać przy samochodzie. Czyta książki i instrukcje, pilnie śledzi fora miłośników marki i stopniowo sam doprowadza niebieską „jedenastkę” do doskonałości. – Przewody napięcia, świece, rozdzielacze, elementy zawieszenia, akumulator paliwa, w ostatni weekend zakładałem sprężynę zwrotną na sprzęgle – wymienia. – Plan jest taki, żeby w kilka lat doprowadzić samochód do stanu idealnego – zapowiada.

Z ojca na syna

Kiedy tak rozmawiamy, mój wzrok ucieka w kierunku drugiego auta stojącego w garażu na podnośniku, z wyjętym silnikiem i skrzynią biegów, bo akurat trwa wymiana sprzęgła. To znów 993, czarny kabriolet, niemal dokładnie taki, jakim wujek 13-letniego Wojtusia przewiózł go w latach 90. – Zawsze chciałem do niego wrócić, mam duży sentyment do tego modelu. Ma już nowoczesny design, płaskie reflektory, idzie w kierunku „jedenastek” z drugiej połowy lat 90., a jednocześnie wciąż jest tym malutkim, filigranowym samochodem, jakim były pierwsze modele Porsche. W dodatku to ostatni „wiatrak”, jest już bardzo szybki i sprawny, ale nadal fizyczny w swojej obsłudze i prowadzeniu. Fenomenalne auto – zachwyca się.

Prosto z Kalifornii:

Prosto z Kalifornii:

Mimo ponad 40 lat auto miało niespełna 100 tys. km przebiegu i tylko dwóch właścicieli.

Akurat do domu ze szkoły wraca młodszy z synów i zaczyna pomagać tacie przy pracach. – Obaj są bardzo „motoryzacyjni”, co zresztą w żadnej mierze nie jest wymuszone przeze mnie, ale każdy na swój sposób. 11-letni Bruno to wielki fan Formuły 1, mógłby cały dzień spędzić oglądając wyścigi, czytając o nich, analizując i ekscytując się. Z kolei 8-letni Gustaw bardzo chce mi we wszystkim pomóc, w czym zresztą jest bardziej podobny do mnie. Potrafi mnie zapytać: „No, tato, co robimy w weekend przy 993?” – uśmiecha się Wojtek. – Jest też zafascynowany procesem. Potrafi przyprowadzić kumpli i opowiada im, zawsze w liczbie mnogiej: „Patrz, tu wymieniamy sprzęgło, a tu wymieniamy olej...” – dodaje.

Jak tu wybrać tylko jedno...

Na koniec nie sposób nie zapytać Wojtka o dalsze plany, zarówno w kontekście marki, jak i jego prywatnego garażu. Jeśli chodzi o Porsche w Polsce, to nasz bohater wysoko sobie ustawił poprzeczkę w pierwszych pięciu latach za sterem. Rok przed objęciem przez niego funkcji dyrektora w naszym kraju zarejestrowano 1335 samochodów ze Stuttgartu-Zuffenhausen. 2022 rok zamknął się wynikiem 2998 sztuk, czyli w pół dekady udało się zwiększyć sprzedaż ponad dwukrotnie. Ale Wojtek nie patrzy tylko na cyferki.

Jaki ojciec, taki syn:

Jaki ojciec, taki syn:

Gustaw chętnie pomaga Wojtkowi w garażu. Bruno też kocha motoryzację, ale woli bolidy Formuły 1.

– One oczywiście bardzo nas cieszą. Polska jest już w tej chwili bardzo znaczącym teatrem działań dla marki, czego dowodem jest chociażby fakt, że od zeszłego roku zyskała status samodzielnego rynku raportującego już nie do centrali regionalnej, ale bezpośrednio do Stuttgartu-Zuffenhausen. Stale rozwijamy naszą sieć sprzedaży, do istniejących ośmiu salonów w kraju wkrótce dołączą dwa nowe, w Szczecinie i w Rzeszowie. Dbając o dobry wynik sprzedażowy, nie zapominamy jednak o tym, żeby naszym klientom dostarczać nie tylko samochody, ale całe wyjątkowe doświadczenie Porsche. Temu od lat służą m.in. takie działania jak Porsche Parade czy cykl szkoleń Porsche Experience na torze Silesia Ring. I cały czas pracujemy nad tym, żeby Porsche było marką jeszcze bardziej ekscytującą, dającą jeszcze bogatsze wrażenia i doświadczenia z obcowania z nią. Nie o wszystkim mogę jeszcze mówić, ale będzie się działo – zapowiada.

A o jakich modelach jeszcze marzy? – Kiedy kupowałem 993, zastanawiałem się też nad 996, ale w wersji GT3 albo GT3 RS. Dziś żałuję, że tego nie zrobiłem, bo o wiele trudniej już je znaleźć w dobrym stanie i w dobrej cenie. Ale wciąż celuję albo w tę generację, albo w 997, jeszcze z silnikem Mezgera, taką „bestię z atmosferą”, koniecznie tak blisko oryginałowi, jak się da. Z drugiej strony, uwielbiam 718 Spyder z manualną skrzynią biegów. Budzący świetne emocje model nie przeraża swoją mocą, ale jest tak ustawiony pod względem zawieszenia i PSM, że wymaga sporo od kierowcy. Bardzo „analogowy” samochód, daje dużo energii. Więc pewnie będę się wahał między starszym GT3 a Spyderem obecnej generacji – podsumowuje. – A może GT4... – dodaje po chwili, a ja przeczuwam, że na jednym samochodzie to się nie skończy. Tak to już bywa z pasją do Porsche.

Mikołaj Kirschke
Mikołaj Kirschke