Sprint maratończyka
Wyścigi Potrafi zbudować tor wyścigowy, a potem się na torze ścigać. Choć do motorsportu trafił dość późno, w swoim pierwszym sezonie wyścigowym zdobył tytuł wicemistrza. Teraz Mariusz Górecki podkręca tempo.
Miasteczko Nürburg w zachodnich Niemczech. Parę kilometrów od miejsca, w którym się znajdujemy, jest wjazd na legendarną północną pętlę Nürburgringu. Wystarczy zapłacić 30 euro i można własnym samochodem przejechać ten kultowy tor położony wśród wzgórz pasma Eifel. Setki miłośników motoryzacji w najróżniejszych autach ruszają na 20-kilometrową pętlę. Choć rollercoasterem najczęściej nazywa się nieodległy Spa-Francorchamp, to tor w Nadrenii też zasługuje na to miano. Jest wąsko, a liczne pagórki i zagłębienia sprawiają, że nie zawsze widać, gdzie czai się kolejny z ponad 150 zakrętów. Gwarantowana gęsia skórka u każdego amatora szybkiej jazdy.
Natchniony pościg
Ale tu gdzie my jesteśmy, na pętli Grand Prix, są kierowcy kilka szczebli wyżej od amatorów. Trwa pierwszy weekend wyścigowy Porsche Sports Cup sezonu 2022. W serii Porsche Sprint GT rywalizuje 26 zawodników za kierownicami 911 GT2, 911 GT3 i 718 Cayman GT4. Wśród nich jest trzech Polaków. Najlepszy z nich, Mariusz Górecki z Dolnego Śląska, ukończył kwalifikacje na czwartej pozycji. Osiem miejsc za nim – jego przyjaciel i wspólnik w biznesie Wojciech Karwan. Start do wyścigu jest lotny, więc przez dwa okrążenia kierowcy jadą spokojnie za samochodem bezpieczeństwa, intensywnie rozgrzewając opony. Wreszcie wjeżdżają na prostą start-meta i pomruk kilkunastu tysięcy koni mechanicznych przechodzi w prawdziwy ryk. Ruszają. Do pierwszego zakrętu – Yokohama S, dojeżdżają całą grupą. W „agrafce” robi się ciasno, jeden z rywali nie dohamowuje i – bum! – uderza prosto w tył Clubsporta prowadzonego przez Mariusza. Samochód Polaka obraca się w sumie o 540 stopni i staje tyłem do kierunku jazdy. Zanim zawróci i ruszy dalej, jest kilkanaście pozycji za liderem. Gorszego początku wyścigu nie można sobie wyobrazić.
„Wyznaczam sobie cele i metodycznie do nich dążę”
Mariusz Górecki
Ale Mariusz nie należy do ludzi, którym takie niepowodzenie podcina skrzydła. Jego czwarta pozycja w kwalifikacjach też nie jest dziełem przypadku. Zaledwie przed rokiem zadebiutował w tej serii wyścigowej i przez sześć weekendów przeszedł jak burza, zdobywając na koniec sezonu wicemistrzostwo w klasyfikacji generalnej. Teraz też nie zamierza się zatrzymywać. Jedzie jak natchniony, „połykając” kolejnych rywali. Okrążenie za okrążeniem poprawia swoją pozycję, wskakując w końcu do pierwszej dziesiątki. I akurat wtedy walka o miejsce na szykanie NGK sprawia, że Clubsport Mariusza wylatuje na chwilę z toru. Znów spadek i znów trzeba odrabiać. Mocna jazda do samego końca da mu szóste miejsce. Kary dla innych zawodników sprawią jednak, że ostatecznie ukończy półgodzinny sobotni wyścig na czwartym. Jak na przeciwności, z którymi przyszło mu się mierzyć, znakomity wynik.
Pierwsze Porsche przechodzi koło nosa
Kiedy po wszystkim Mariusz schodzi do padoku, jest spokojny. Choć szansa na podium przeszła mu koło nosa, nie widać po nim nerwowości, gniewu czy rozżalenia. Jest za to skupienie i planowanie kolejnego, niedzielnego wyścigu. Bo zarówno w sporcie motorowym, jak i w biznesie, Mariusz jest raczej typem maratończyka. – Wyznaczam sobie cele i metodycznie do nich dążę – mówi mi. To dzięki temu zbudował, wraz z wspólnikami, Atlas Ward, jedną z największych firm budowlanych, specjalizujących się w stawianiu obiektów wielkopowierzchniowych, np. gigantycznych hal magazynowych dla logistyki. – Do budownictwa trafiłem trochę przez przypadek, podczas studiów ekonomicznych. Zawsze myślałem, że będę raczej działał w branży motoryzacyjnej, bo zamiłowanie do samochodów zaszczepił we mnie ojciec – opowiada. Był wielkim fanem motoryzacji i, jak mówi Mariusz, świetnie jeździł, choć nigdy nie próbował swoich sił w sporcie.
Pytam go, czy pamięta swoje pierwsze auto. – Z tym jest trochę problem, – śmieje się Mariusz – bo jako młody chłopak handlowałem samochodami. Skupywałem je na licytacjach urzędów celnych. Większość kupców w branży brała wtedy tanie, łatwo zbywalne auta, jakieś Clio czy Fiesty. Ja natomiast wyspecjalizowałem się w autach z górnej półki, z mocniejszymi silnikami – wyjaśnia. To wtedy miał szansę na swoje pierwsze Porsche. – Na jednej z licytacji pojawił się model 944, niestety nie udało się go kupić – wspomina.
Jak zbudować Porsche Experience Center
Ważnym momentem w życiu Mariusza było odejście, po długiej chorobie, jego ojca. – Wtedy uświadomiłem sobie z całą mocą przemijalność życia i upływ czasu – mówi. To dało mu impuls do tego, żeby poświęcić się swojej pasji. – Wcześniej, nawet jeśli były chęci, nie było czasu, żeby zająć się motorsportem. Skupiałem się na rozwoju firmy – dodaje.
Początkowo wybór padł na zawody typu rallysprint. Występował w nich przez kilka lat, odnosząc niemałe sukcesy, w tym zwycięstwa w klasyfikacji generalnej. Aż wreszcie pewne zdarzenie przybliżyło go do Porsche.
Od przyszłego sezonu Mariusz będzie już startował za kierownicą 911 GT3 Cup.
W styczniu 2017 r. do Mariusza zadzwonił jego przyjaciel Józef Pilch. Ten wrocławski biznesmen kupił przed laty dawne lotnisko wojskowe w Kamieniu Śląskim. Część pasa startowego przebudował na tor wyścigowy Silesia Ring. Pięć lat temu nitka była już gotowa, ale pojawiło się wyzwanie. – Do Józefa zgłosiło się Porsche Polska, które chciało na Silesii zorganizować pierwsze w naszym kraju szkolenie z cyklu Porsche Experience – opowiada Mariusz. Pierwszy problem był taki, że standardy Porsche Experience Center wymagają odpowiedniej infrastruktury przy torze, a tej nie było. Drugi problem: szkolenia miały się odbyć już w sierpniu. – Pierwszy projekt był gotowy tydzień po rozmowie. Prace trwały właściwie do ostatniego dnia przed pierwszym szkoleniem – wspomina Mariusz. Obiekt udało się postawić, Silesia Ring jest dziś najlepszym i najnowocześniejszym torem wyścigowym w Polsce, goszczącym już piąty sezon Porsche Experience.
W ramach podziękowania za dobrą współpracę, Porsche Polska zaprosiło Mariusza na szkolenie w najwyższej kategorii Clubsport Experience. Tam po raz pierwszy wsiadł za kierownicę 718 Cayman GT4 Clubsport. Zapadła decyzja o zakupie auta i startach w Porsche Sports Cup. Reszta jest historią.
Ucieczka do przodu
W pit stopie teamu Forch Racing, w barwach którego Mariusz i Wojtek startują, pojawia się żona tego pierwszego i dwóch jego synów. – Pasja motoryzacyjna, jak z mojego ojca na mnie, przeszła też ze mnie na nich – uśmiecha się Mariusz. Próbują już swoich sił w motorsporcie, ale tata nie zamierza w przypadku żadnego z nich stawiać wszystkiego na jedną kartę. – Dziś szkolenie zawodowego kierowcy wyścigowego zaczyna się już w wieku 5-6 lat i wszystko jest mu podporządkowane. Ja wolę, żeby dla nich samochody i sportowa rywalizacja były raczej hobby, jak dla mnie – tłumaczy.
Co dalej z jego własną karierą motorsportową? – Ten sezon chciałbym potraktować jako taką kropkę nad i, tak żebym mógł o sobie z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem kierowcą wyścigowym. Takim, który rozumie już to wszystko do końca, czuje się swobodnie na torach i może się skupić na detalach – odpowiada. – Oczywiście jeśli przy okazji uda się coś wywalczyć, to super. Ale nie będzie łatwo, bo stawka jest o wiele bardziej wyrównana i na wyższym poziomie niż przed rokiem – dodaje.
Od przyszłego roku czekają go już zupełnie nowe wyzwania. Choć Mariusz sam zawsze powtarzał, że nie należy się spieszyć z przechodzeniem do wyższej kategorii, to sam teraz postanowił zaliczyć taki sprint. – Mnie niestety powoli dogania „peseloza” i czasu mam coraz mniej – śmieje się. Korzystając z obecności Roberta Lukasa, świetnego polskiego kierowcy wyścigowego z sukcesami w Porsche Supercup, Mariusz przetestował na Nürburgringu jego 911 GT3 Cup. – Fantastyczne, genialne auto – mówi mi. – GT4 nie bardzo lubi najazdy na tarki, natomiast 911 GT3 to po prostu uwielbia, w zakrętach jest „zwierzakiem”. Właściwie zapadła już decyzja o zakupie i wszystko wskazuje na to, że w przyszłym sezonie będę się ścigał właśnie za kierownicą „cupówki” – zapowiada.
W jego prywatnym garażu stoi Panamera GTS. – Uwielbiam ten samochód, daje mi dużo przyjemności, odkrywam ją z każdym kilometrem, jak na auto do codziennego użytku daje wielki „fun” – zachwyca się Mariusz. Ale ponieważ warto mieć też coś na wyjątkowe okazje, a równolegle kupuje GT3 Cup, w salonie złożył już zamówienie na „cywilne” GT3. Wygląda na to, że ten model będzie towarzyszył Mariuszowi przez następne lata i na drodze, i na torze.