Wszystkie kółka ironmana
Triathlon z boxsterem w tle Cztery lata temu Adam Proń ważył prawie 90 kg przy wzroście 170 cm. Za parę miesięcy wystartuje w zawodach Ironman na Hawajach, które w świecie triathlonu mają rangę mistrzostw świata. Jego historia to historia dążenia do perfekcji.
D zień z Adamem zaczynamy na modnym Nikiszowcu, jednej z najbardziej znanych dzielnic konurbacji górnośląskiej. „Byfyj” (po śląsku kredens) uchodzi za najlepszą śniadaniową knajpę w regionie, słynie też z doskonałych ciast i słodkości. Ciastko? Nic z tych rzeczy. – Jestem na diecie pudełkowej. Muszę liczyć każdą kalorię, za kilka miesięcy czeka mnie start na mistrzostwach świata – uśmiecha się nasz bohater.
Przemysłowe korzenie
Nikiszowiec został zbudowany jako osiedle górników pracujących w kopalni Giesche. Zwarta, konsekwetna zabudowa, charakterystyczne ceglane fasady i obramowania okien malowane na czerwono czynią z niej symbol robotniczej przeszłości Katowic. Takie założenia były typowe dla gwałtownie rozwijających się wskutek rewolucji przemysłowej miast – w Polsce np. Katowic czy Żyrardowa. Fabrykanci budowali je dla załóg swoich zakładów. Zwykle położone były tuż obok fabryki, a na niektórych działkach wznoszono kościół, przychodnię czy ochronkę dla dzieci. Nie było w tym nic charytatywnego. Dzięki temu właściciel miał pełną kontrolę nad życiem swoich pracowników.
Urbanistyczne założenie Nikiszowca, zakonserwowane przez PRL, zachowało swój niezwykły wygląd i klimat. Dziś odnajduje się na nowo, jako modne miejsce na mapie dynamicznych, nowoczesnych Katowic. W tym otoczeniu nawet Porsche Boxster S, którym na spotkanie przyjechał Adam, nie wygląda obco. Zresztą, w sumie dlaczego miałoby wyglądać? Przecież Porsche też zrodziło się w fabrycznej dzielnicy Stuttgartu, w zakładach z czerwonej cegły, z ciężkiego znoju zdeterminowanych i utalentowanych ludzi.
Big dream
Tę determinację widać też u Adama. Przez cały dzień, kiedy rozmawiamy i robimy zdjęcia w różnych miejscach Katowic, jest skoncentrowany na zadaniu. Widać też w tym doświadczenie menedżera, przez wiele lat związanego z bankowością, teraz działającego w branży medycznej. Z podobną koncentracją i determinacją podchodzi do treningów. Nie może być inaczej, jeśli się zaczyna przygodę z jakimś sportem po czterdziestce i w ciągu zaledwie paru lat dochodzi do światowego poziomu. – Treningi zaczynam codziennie o szóstej rano. Niestety wszystko musi być podporządkowane sportowi – mówi Adam. – Czasami cierpi na tym życie rodzinne, bywały trudniejsze chwile z żoną – przyznaje. Na szczęście synowie są już prawie dorośli, a żona sama uprawia sporty walki, więc rozumie, na czym polega reżim treningowy, i wspiera Adama w dążeniu do celu. Zresztą rodzina na starcie Adama w zawodach Ironman też skorzysta. – Zawody odbywają się na Hawajach, a żeby się zaaklimatyzować, muszę pojechać tam na trzy tygodnie. Oczywiście zabieram rodzinę, więc przy okazji będą fajne wakacje – uśmiecha się triathlonista.
O tej imprezie rozmawiamy jadąc nad Jezioro Paprocańskie w pobliskich Tychach, w którym latem Adam trenuje pływanie. Zimą oczywiście pozostaje basen. – Ironman to big dream każdego, kto zaczyna uprawiać trójbój, legendarne wydarzenie. Na początku mojej drogi nawet nie śmiałem marzyć, że kiedyś się zakwalifikuję – opowiada. Zawody powstały z połączenia trzech imprez, które wcześniej rozgrywano na wyspie Oahu: długodystansowego wyścigu kolarskiego, trudnej rywalizacji pływackiej w morskich wodach i maratonu w Honolulu. Oficer marynarki wojennej USA John Collins chciał raz na zawsze rozstrzygnąć spory uczestników, która rywalizacja jest trudniejsza. Pierwszym zwycięzcą był taksówkarz Gordon Haller. Dziś impreza odbywa się na Hawai’i, zwanej przez miejscowych potocznie Big Island, ale formuła pozostała bez zmian. 3,8 km w wodzie, 180 km na rowerze, a na finał tego morderczego wysiłku pełen maraton – 42 195 metrów.
Chodzi o emocje
Nad tyskim jeziorem, nad którym stoi znany w całej Polsce hotel w kształcie piramidy, jest cicho i spokojnie. To poranek w dniu roboczym, więc z przyjemnej jesiennej aury korzystają głównie emeryci spacerujący z psami i pojedynczy biegacze, robiący kółka wokół sztucznego zbiornika utworzonego na potrzeby działającej tu w XIX wieku huty żelaza. Adam wyciąga z bagażnika sprzęt pływacki: strój reprezentacji Polski, piankę niezbędną do pływania w chłodnych wodach, czepek i okulary. – Boxster był prezentem urodzinowym dla żony – mówi, jednocześnie do mnie mrugając. Wszyscy znamy takie prezenty, to jak kolejka elektryczna kupowana synowi, którą potem głównie bawi się sam ojciec. – Prawie każdy chłopiec, który w latach 80. zobaczył gdzieś na ulicy Porsche, ma to marzenie wryte głęboko w głowie. Ale przecież z większości marzeń się wyrasta, nie znam na przykład nikogo, kto zostałby astronautą – śmieje się Adam. A on to jedno swoje marzenie spełnił. W życiu chodzi przecież o emocje. I o radość z przezwyciężenia własnych ograniczeń, o wykorzystanie do maksimum tego, co mamy do dyspozycji, o nieustanne dążenie do doskonałości. – Na tym polega triathlon. I takie jest też Porsche – podsumowuje.
Flyline kolarza
Po pływaniu czas na rower. Tu musimy wrócić do domu Adama, położonego na pograniczu Katowic i Mysłowic. – Zadomowiłem się już w Katowicach, choć jestem chłopak z Sosnowca – mówi z szelmowskim uśmiechem, nawiązując do tradycyjnej rywalizacji Śląska i Zagłębia. Boxsterem ciężko przewieźć dwa kółka, więc musimy na chwilę przesiąść się do służbowego kombi.
Rower triathlonisty to też techniczna doskonałość. – Kosztuje kilkanaście tysięcy złotych, choć oczywiście są i takie za 60 tys. – mówi Adam. Nie ma co kryć, uprawianie triathlonu wiąże się z kosztami, zwłaszcza jeśli na zawody trzeba polecieć na Hawaje. Same przeloty to co najmniej kilka tysięcy złotych na osobę, do tego trzeba doliczyć dłuższy pobyt na miejscu, a wyspy należą do najdroższych turystycznie regionów USA.
– Podczas wyścigu jestem z tym karbonowym rowerem jednością. Wyciskam z niego pełnię możliwości, całą dynamikę, to jest racing w najczystszej postaci – mówi. Dokładnie tak samo jest z Boxsterem S na torze. – Włączam tryb „beast” i jestem w transie, tylko ja i mój pojazd – porównuje. Nawet patrząc z boku na jadącego rowerem Adama, dostrzega się te podobieństwa. Opływowy kask i wygięte plecy przywodzą na myśl „flyline”, charakterystyczną sylwetkę, po której nawet laik rozpoznaje samochód marki ze Stuttgartu.
Tradycja i nowoczesność
Znów wracamy do domu i zabieramy Boxstera na przejażdżkę po centrum Katowic. Dynamicznie zmieniające się miasto wymyśla dla siebie nową formułę, czerpie z przemysłowej przeszłości, ale spogląda w przyszłość. To przecież też charakterystyczne dla Porsche, od pierwszego 356, aż po niesamowicie zaawansowane technologicznie 992. Obok futurystycznego w chwili budowy Spodka powstało rozległe centrum kongresowe, częściowo ukryte pod ziemią, porośnięte trawą, z fasadami przywodzącymi na myśl kruczoczarne bryłki antracytu. Tuż obok charakterystyczny szyb kopalni działającej niegdyś właściwie w centrum miasta dziś jest punktem rozpoznawczym nowoczesnego Muzeum Śląskiego. Tu też to, co tradycyjne i historyczne, łączy się w jedno z tym, co dopiero ma nadejść. Jak w Porsche.