5000 kółek w roku

Porsche Experience: Zna go każdy uczestnik szkoleń w Porsche Experience Center Silesia Ring. Zawsze uśmiechnięty, otwarty, łatwo skraca dystans, a jednocześnie perfekcyjnie panuje nad wszystkim, co dzieje się na torze. O „kuchni” szkoleń Porsche rozmawiamy z Januszem Dudkiem, szefem instruktorów Porsche Experience.

   

Mikołaj Kirschke: Każdy fan marki, który wziął udział w Porsche Experience, zna cię jako szefa zespołu instruktorskiego. A jaka była twoja droga? Jak znalazłeś się w miejscu, w którym teraz jesteś?

Janusz Dudek, szef instruktorów Porsche Experience: Powiem ci, że to pytanie słyszę całkiem często: Skąd ty się w ogóle do licha wziąłeś? (śmiech) Idę tą ścieżką już prawie 20 lat. Początkowo związany byłem z jedną z ze szkół doskonalenia techniki jazdy, gdzie rozwijałem się i pod kątem trenerskim, i pod kątem samej techniki jazdy. A potem wynegocjowałem kontrakt z innym producentem aut ze Stuttgartu i zacząłem współorganizować ich akademię jazdy w Polsce. Później zostałem zauważony za granicą, otrzymałem propozycję, żeby pracować bezpośrednio na eventach zagranicznych, więc miałem okazję kształtować się właściwie na całym świecie – od Brazylii po odległą Azję, od zamarzniętych jezior Szwecji po samo południe Indii. A później padła propozycja, żeby zająć się stworzeniem zespołu na Porsche Experience Poland i objąć funkcję szefa trenerów. To jest jedno z takich pytań, na które nie udziela się negatywnej odpowiedzi. 

Większość instruktorów Porsche Experience to byli zawodnicy, utytułowani kierowcy rajdowi czy wyścigowi. Ty nie masz przeszłości w sportach motorowych?

Tworząc zespół, chciałem sięgać po mistrzów. Mi zdarzały się oczywiście również momenty ścigania w zawodach bez licencji albo w luźnej atmosferze z czołowymi zawodnikami w Polsce. Natomiast zupełnie szczerze powiem, że nigdy nie kręciła mnie taka rywalizacja sensu stricto. Była chwila, w której rozważałem za i przeciw startów, ale ostatecznie stwierdziłem, że bardziej kręci mnie trenowanie, uczenie innych. Nie każdy zawodnik będzie dobrym trenerem, a z drugiej strony – nie trzeba być fantastycznym zawodnikiem, żeby być dobrym trenerem. Ja nie muszę być w blasku reflektorów, mogę usunąć się troszkę na bok, być przewodnikiem. Moje zadanie to zrozumieć kierowcę, znajdować w nim słabsze i silniejsze strony oraz rozwijać go. Ale to on jest najważniejszy. I tak samo jest na Porsche Experience – dla mnie największą nagrodą na koniec dnia jest obserwowanie rozwoju, który robi kierowca. To jest absolutnie coś fantastycznego, co nakręca mnie do dalszego działania. 

Czubek góry lodowej:

Czubek góry lodowej:

Rozmawiamy na kilka dni przed rozpoczęciem piątego sezonu Porsche Experience na Silesia Ring. Ile przez te cztery lata wykręciłeś kółek na tym torze?

W zeszłym roku pojawił się w mojej głowie szatański plan policzenia, ile robię okrążeń w ciągu sezonu, ale kiedy dojechałem do półtora tysiąca, przestałem liczyć. To są ogromne liczby. Weźmy choćby event Porsche On Track, gdzie podczas jednego dnia robimy nawet 100 okrążeń z klientami. A gdzie okrążenia treningowe, sesje zdjęciowe, taxi, docieranie aut? Myślę, że z treningami jakie prowadzę, będzie około 5000 okrążeń rocznie. A to tylko za kierownicą.

Czyli pewnie już byłbyś w stanie przejechać tor z zamkniętymi oczami?

Brzmi to jak wyzwanie (śmiech), ale raczej nie. A wiesz, dlaczego? Bo musiałbym pojechać na 100%. To wszystko działa na zasadzie pamięci mięśniowej, więc „ślepy” przejazd musiałby się odbywać w tym samym tempie, w którym normalnie jadę po torze. Jestem szalony, ale nie aż tak, żeby jechać 200–230 km/h z zamkniętymi oczami.

Wspomniałeś o tym, że z klientami robicie około 100 okrążeń, a drugie tyle podczas przygotowań. No właśnie – ten czas z klientami, to co widzą uczestnicy, to jest tak naprawdę wierzchołek góry lodowej. Przecież nie zaczynacie pracy o 9 rano i nie kończycie jej o 17?

Oczywiście, że nie. Nie zaczynamy jej też pierwszego dnia drivingów. Przygotowania do pierwszej edycji trwały około roku. Teraz są trochę krótsze, bo jednak mamy już sporo doświadczenia i świetny zespół, ale wciąż jest to sporo tygodni. Pierwsze zaczynają pracę nasze przesympatyczne hostessy, bo to one są z klientami od samego początku do samego końca, podobnie osoby z agencji organizującej imprezę, np. koledzy, którzy myją, przygotowują i ustawiają auta. No i nasz fantastyczny fotograf Łukasz – nie wiem, jak on to robi, ale jest pierwszy na torze i ostatni z niego schodzi. Z kolei instruktorzy każdego dnia przed przyjazdem uczestników ruszają na swoje stacje, dokładnie sprawdzają, czy np. nie ma na torze elementów, które mogłyby zagrażać kierowcom, np. jakichś śrubek czy metalowych części. A potem już bierzemy radia i idziemy spotkać się z uczestnikami. To jest zawsze bardzo fajny moment, bo z jednej strony spotykamy nowych ludzi, a z drugiej strony są tacy, których widzimy 2–3 razy i w pewnym momencie przestają być naszymi klientami, a stają się naszymi przyjaciółmi. 

Ok. godz. 17 kończy się dzień dla klientów, a zaczyna się ta część naszej pracy, której nie widać. Najpierw debriefing z podsumowaniem dnia – co poprawić, jak być lepszym w przyszłości, jak ustawić poszczególne elementy programu na kolejny dzień. No i ogarnięcie samochodów, sprawdzenie stanu samochodów, klocki, tarcze… Nowe klocki trzeba dotrzeć, więc czasem ktoś znów musi wyjechać na tor. Część jedzie do hotelu witać kolejnych gości i pełnić honory gospodarzy. To wszystko trwa czasem do godz. 24, a nawet pierwszej w nocy. A nazajutrz kolejne drivingi i o 9 rano trzeba być gotowym.

Największą nagrodą jest obserwowanie postępu, który robi kierowca.
Utytułowani zawodnicy:

Utytułowani zawodnicy:

Wspominasz o eksploatacji samochodów – te auta wystawione są na niebywałą próbę każdego dnia, a przecież takich dni jest ponad dwadzieścia z rzędu. Już nawet nie mówimy o tych, które jeżdżą po torze, ale przecież na Porsche 911 Turbo S ćwiczone są procedury startowe i każdy klient może tego spróbować…

Pracowałem dla różnych marek i zawsze z procedurą startową był jakiś problem – a to coś jest przegrzane, a to coś niedomknięte, a to koła źle ustawione. W Porsche nic takiego nie ma. A przecież każdy uczestnik podczas dnia może zrobić trzy takie „strzały” z rzędu, a uczestników jest prawie 50. Czyli ten Turbo S musi przeżyć 150 zabójczych obciążeń dziennie przez wiele dni.

A te samochody to wytrzymują, choć ich nie oszczędzamy. Pokazujemy samochody Porsche w ich naturalnym środowisku. Jak tu oszczędzać, skoro każdego dnia Porsche Experience mamy do dyspozycji w sumie ok. 20 tysięcy koni mechanicznych. W ciągu jednego sezonu zużywamy około 1300 opon, kilkaset klocków i tarcz hamulcowych. Jednego dnia schodzi między 900 a 1300 litrów paliwa.

Większą frajdę daje ci praca z nowymi, mniej doświadczonymi kierowcami czy wolisz szlifować kogoś, kto jest już zaawansowany?

Świetne pytanie, na które niełatwo odpowiedzieć (śmiech). Zawsze przede wszystkim lubię sprawdzić, z jakiego poziomu startujemy. Tu nie chodzi o to, czy ktoś jest lepszy czy gorszy, tylko o to jaki progres jest w stanie osiągnąć podczas samego eventu. Najlepszy moment jest wtedy, kiedy zaczynamy pracę z kimś „trudnym”, np. zamkniętym w sobie, przestraszonym albo niezbyt otwartym na wskazówki. I ta chwila, w której udaje się psychologicznie zagrać na odpowiedniej nutce i – bum! – wszystko zaczyna działać. To jest dla mnie największa radość, wtedy czuję się spełniony.

Mikołaj Kirschke
Mikołaj Kirschke