Symbol luksusu
Porsche Polska: W szarzyźnie i siermiędze komunistycznej Polski widok prawdziwego samochodu Porsche na ulicach był jeszcze rzadszy niż dostawa pomarańczy na święta. Nic więc dziwnego, że reżyserzy sięgali czasem po Porsche jako ostateczny symbol luksusu i bogactwa. Wyszukaliśmy kilka modeli w filmach z tamtych czasów.
Porsche w filmach epoki PRL
„Przekładaniec” (1968), reż. Andrzej Wajda
Krótka groteska dwóch arcymistrzów polskiej kultury: Stanisława Lema jako scenarzysty i reżysera Andrzeja Wajdy. Lekko i z humorem prowadzone poważne rozważania na temat człowieczeństwa w obliczu postępu naukowego i tzw. paradoksu statku Tezeusza. Bohaterem jest Ryszard Fox, kierowca rajdowy, który po kolejnych wypadkach dostaje przeszczepy organów od różnych osób, przejmując ich osobowość, ale też... długi i zobowiązania. Tu Porsche 911 pierwszej generacji nie jest jeszcze symbolem luksusu, a raczej sportowym atrybutem. Przy okazji jednak twórcy nie ustrzegli się błędów. Fox jest rzekomo kierowcą rajdowym, zresztą podkreśla to w jednym z dialogów, mówiąc, że musi mieć pilota. W scenach z samochodem widzimy jednak typowy wyścig na pochyłym torze testowym fabryki FSO, przypominający amerykański NASCAR.
„Motodrama” (1968), reż. Andrzej Konic
Znów film o zabarwieniu komediowym, znów Porsche jako samochód czysto sportowy. Jacek Fedorowicz gra tu skromnego urzędnika pocztowego, który przypadkiem staje się gwiazdą sportów motorowych. Zaczyna od motocrossu, by po kolejnych sukcesach trafić na tor żużlowy, wreszcie na trasę próby górskiej rajdu po Sudetach. – Oto ruszają, głośne Porsche, to jest istny smok, 240 km/h – mówi legendarny komentator Bohdan Tomaszewski, kiedy 912 rusza na trasę. Ale zarówno Porsche, jak i inne auta rajdu (Honda czy Mini Cooper) mają być tylko tłem dla Fiata 125p prowadzonego przez coraz bardziej pyszałkowatego Jacka. – Oni się wożą, a ja jeżdżę – drwi z rywali, po czym wyprzedza 912, równocześnie podkręcając wąsa w lusterku. Duży Fiat jako pierwszy przyjeżdża na linię mety.
„Motylem jestem czyli romans 40-latka” (1976), reż. Andrzej Gruza
Era gierkowskiej prosperity oznaczała, że w końcu na ekranie można było pokazywać prawdziwy luksus. A któż bardziej mógł się kojarzyć z luksusem niż gwiazda estrady?
Znany z kręconego równolegle serialu „40-latek” Stefan Karwowski poznaje w studio telewizyjnym (gdzie przyznano mu tytuł Człowieka Miesiąca jako jednej z osób odpowiedzialnych za budowę dworca Warszawa Centralna) słynną piosenkarkę Irenę Orską. Grana przez Irenę Jarocką piękna gwiazda robi na prostolinijnym inżynierze ogromne wrażenie. Przeżywający kryzys wieku średniego mężczyzna rzuca się w wir światowego życia i spędza coraz więcej czasu w towarzystwie bonne vivantki. Ta zabiera go na szalone wycieczki za miasto swoim pięknym, brązowym Porsche 911 w odmianie Targa. Kiedy jadą przez mazowieckie wsie, inżynier przytomnie konstatuje, że rozpoczęła się już kampania buraczana. Któregoś razu jednak przytomność go opuszcza i Karwowski oświadcza Orskiej, że rzuci dla niej rodzinę. Ta odjeżdża swoim 911 i zostawia go samego w lesie…
„Wielki Szu” (1982), reż. Sylwester Chęciński
Kryminalna historia o hazardzistach. Mistrz karciany grany przez Jana Nowickiego wychodzi z więzienia. Chce już tylko spokoju i cichej „emerytury” w górach, ale najpierw musi domknąć parę spraw – między innymi nauczyć prawdziwego szulerskiego rzemiosła młodego taksówkarza, który dopiero marzy o wielkiej grze.
Ale po drodze trzeba jeszcze ograć z niemal całego majątku Jarka, bananowego młodzieńca spod Warszawy – w tej roli świetny Jan Frycz. Jarek przegrywa po kolei: pieniądze przeznaczone na grę, odłożone do szuflady w sekretarzyku dolary, złoty łańcuszek z wisiorkiem, wreszcie samochód, otrzymane od ojca czerwone Porsche 924.
Niektóre modele w filmach pożyczano od ówczesnych znanych polskich rajdowców.
Po porażce wpada w histerię. Płacząc, na przemian błaga Wielkiego Szu o zwrot auta i grozi mu. Szu nic sobie z tego nie robi. – Spróbuję tym za tobą pojechać – mówi do swojej towarzyszki, wsiadając do Porsche, i odjeżdża spod domu Jarka.