Polska w trybie wet
Jedziemy Carską Drogą, gotowi do niespodziewanego testu łosia. W końcu w Biebrzańskim Parku Narodowym jest tych majestatycznych zwierząt najwięcej. Ale żaden z prawie 700 tutejszych łosi nie wybiega nam na spotkanie.
Podróż 911
Trudno wyobrazić sobie bardziej wilgotne miejsce w kraju. W rozległej dolinie, poprzez bagna, torfowiska i lasy płynie królowa polskich mokradeł – Biebrza. To tu najłatwiej spotkać łosia, orła czy napuszonego godowo bataliona. Z takim założeniem (odnośnie łosi, nie batalionów, bo te tokują na wiosnę) ruszamy na trasę jeszcze przed wschodem słońca, bo właśnie o świcie szansa na spotkanie dzikich zwierząt jest największa.
Ruszamy na północ z Goniądza, miasteczka położonego mniej więcej pośrodku Biebrzańskiego Parku Narodowego. Słońce jeszcze nie pokazało się nad horyzontem i nie przegoniło mgieł, które unoszą się, jak okiem sięgnąć, nad tą podmokłą okolicą. Mimo to szosa jest sucha i auto nie sugeruje włączenia trybu Wet, absolutnej nowości w ostatniej generacji Porsche 911. Ten sprytny gadżet za pomocą czujników ukrytych w błotnikach analizuje dźwięk jazdy. Kiedy „usłyszy”, że samochód wjechał na mokrą nawierzchnię (bezbłędnie odróżnia ją od śniegu czy szutru), aktywuje systemy wspomagające kierowcę, zwiększając stabilność i bezpieczeństwo jazdy.
Zjeżdżamy z głównej szosy na szutrową drogę prowadzącą w okolice Czerwonego Bagna, ścisłego rezerwatu, do którego nie ma nawet pieszego dostępu. Świt łapie nas dokładnie na drewnianym moście przerzuconym przez Biebrzę. Przebijające się przez mgły światło słoneczne zachwyciłoby nawet najbardziej doświadczonych pejzażystów. Ach, że też William Turner nie miał szansy przejechać się Porsche 911 nad Biebrzę. Dziś w londyńskiej National Gallery wisiałyby pewnie takie właśnie obrazy, a nie morskie pejzaże z okrętami.
Łosi jednak nie ma. Pewnie podziwiają wschód słońca gdzieś indziej, daleko od drogi i mostu, na którym zatrzymaliśmy się my. Ruszamy więc na południe, za Twierdzę Osowiec.
Tu szosa przecinająca park narodowy, zwana potocznie Carską Drogą (wybudowano ją podczas zaboru rosyjskiego do obsługi łańcucha twierdz), jest jedną z najpiękniejszych dróg w Polsce. Tak jak na słynnych amerykańskich scenic routes (Skyline Drive czy Overseas Highway), nie należy tu pędzić, nawet jeśli za plecami masz sześciocylindrowy, turbodoładowany silnik, który potrafi wygenerować moc 450 koni mechanicznych. Lepiej ustawić tempomat na prędkość „spacerową” i chłonąć widoki. Zwłaszcza, że w każdej chwili z lasu może wyskoczyć łoś. Parę lat temu, w ciągu krótkiej zimowej przejażdżki zaliczyłem 13 spotkań z tymi potężnymi zwierzętami!
Tym razem jednak nic z tego. Latem najwyraźniej byki i klępy siedzą zaszyte w swoich matecznikach, kryjąc się przed upałem. W dodatku poprzez gęste listowie trudniej zauważyć zwierzęta niż w „gołym” lesie w styczniu. Zatrzymujemy więc auto i wspinamy się na jedną z wież, z której rozciągają się obłędne widoki na całą dolinę Biebrzy. Nic z tego, łąki, szuwary i mokradła wydają się kompletnie niezamieszkane.
Robimy sobie więc przerwę od przyrody i ruszamy do pobliskiego Tykocina. Niewielkie miasteczko zachwyca turystów przede wszystkim urokliwym ryneczkiem i jedną z najlepiej zachowanych w Polsce synagog. To świadectwo wielowiekowego sąsiedztwa Polaków i Żydów na tych terenach. Sąsiedztwa, które miało również wymiar kulinarny, o czym można przekonać się w sąsiadującej z synagogą restauracji żydowskiej.
Zrobieni w łosia
Niekoniecznie trzeba natomiast zaglądać do tutejszego zamku. Choć miejsce to zapisało się złotymi zgłoskami w historii Polski (to tu na przykład król August II Mocny ustanowił Order Orła Białego, najważniejsze nasze odznaczenie), to dzisiejszy gmach jest zupełnie nową budowlą, wzniesioną już w XXI w. i tylko w domysłach przypominającą stary zamek.
Tykocin to typowe miasteczko na jedno popołudnie, po zwiedzeniu ruszamy więc znów w kierunku Biebrzy. Może o zmroku, kiedy robi się chłodniej, będziemy mieli więcej szczęścia do gatunku Alces alces? Niestety, choć przejeżdżamy Carską Drogę wzdłuż jeszcze trzy razy, najwyraźniej łosie postanowiły zrobić z nas łosi. My tu jeszcze wrócimy!